ODA DO NIECIERPLIWYCH
2021-10-25

Zdarza się, że ktoś po tygodniu stwierdza - to nie jest dieta dla mnie!
Pytam wtedy - a dlaczego?
Najczęstszych odpowiedzi jest kilka:
1. źle się czuję, nie mam energii
2. wcale nie chudnę
3. strasznie ciężko mi na żołądku! mam zgagę!
4. non stop odczuwam głód!
Kiedy brak energii, pierwsze o co warto zapytać, to woda. Ile pan/pani pije? Często odpowiedź jest: pewnie powinno się pić więcej, ale zapominam… Wtedy tłumaczę: obniżony poziom insuliny (a o to zwykle nam chodzi) przy diecie niskowęglowodanowej powoduje, że nerki pracują wydajniej i wydalają więcej wody. Dlatego trzeba braki uzupełniać, zwłaszcza na początku! Ale brak wody to nie musi być wszystko; może też brakować elektrolitów, wypłukanych przez nerki. Warto używać wtedy więcej soli, nawet łyżeczkę dziennie. Można suplementować potas i magnez, ale z moich osobistych doświadczeń wynika (uwaga: każdy jest inny), że łyżeczka soli dziennie wystarcza. Dużo wody i łyżeczka soli i zmęczenie mija… a my możemy dalej być porządnie odżywieni, czasem po raz pierwszy w życiu. Szkoda rezygnować. Niektórzy spodziewają się, że ketogeniczny styl żywienia sprawi cuda już w pierwszym tygodniu. I rzeczywiście, czasem tak się dzieje - te kilogramy to właśnie wypłukana z organizmu woda. Albo rzeczywiście udaje się już spalić trochę tłuszczu - tyle, że do tego trzeba mieć zdrowy, nienaruszony rozmaitymi dietami metabolizm. Ale jeżeli ktoś ma insulinooporność, albo jest po pięćdziesiątce, albo pół życia się głodził a drugie pół objadał, trzeba trochę cierpliwości. Jeżeli latami jemy niezdrowo, a teraz od tygodnia zdrowo, trudno oczekiwać, że nagle wszystko się odmieni jak za dotknięciem czarodziejskiem różdżki. Dajmy sobie czas, odżywiajmy się porządnie, a rezultaty przyjdą. Kiedyś strasznie mnie to dziwiło: jak to, takie lekkie i zdrowe jedzenie, a tu niestrawność? Dzisiaj jednak rozumiem (trochę) więcej. Często osoby po wielu dietach, zwłaszcza unikające mięsa, mają wysokie pH żołądka. Słabo trawią, i kiedy dostają wreszcie prawdziwe jedzenie, ich układ pokarmowy nie potrafi sobie z nim poradzić. To nie jest kwestia diety, tylko wszystkiego co się robiło wcześniej. Diety sokowe, wody alkaliczne, proszki na zgagę, wszystko co osłabia pH żołądka, które u człowieka powinno być bardzo niskie - mniej więcej jak u psa. Wtedy trawi się bez problemu, i można czerpać korzyści z odżywczego, porządnego jedzenia. Czy warto rezygnować ze zdrowej diety tylko dlatego, że ma się uczucie pełnego żołądka? Na pewno nie. Można wypróbować kilka sposobów radzenia sobie z problemem: kilka razy dziennie łyżka octu jabłkowego rozcieńczona szklanką wody, enzymy trawienne (na przykład żółć wołowa), betaina. Dlaczego ta żółć? Bo przyczyną niekoniecznie może być wysokie pH, ale także niedostatek żółci. Nieprzyzwyczajona do trawienia tłuszczu wątroba nie produkuje dostatecznej ilości żółci (z czego zresztą na dietach niskotłuszczowych rodzą się kamienie w woreczku żółciowym) i trzeba jej pomóc, zanim sama złapie rytm… A zgaga? Jak to możliwe? Przecież właśnie na diecie niskowęglowodanowej tego typu zmory życiowe jak zgaga ustępują, a nie pojawiają się! Takie też było moje osobiste doświadczenie; po dziesięcioleciach zgaga przestała mnie dopadać, i przez ostatnie pięć lat czułem ją kilka razy, które mógłbym policzyć na palcach jednej ręki. Ale tu wracamy do kwestii rozregulowania organizmu i nadmiernego pH. Bo zgaga jest najczęściej objawem zbyt niskiego stężenia kwasu w żołądku, a nie jak się często uważa, zbyt wysokiej kwasowości. Proszki na zgagę pomagają doraźnie, ale tak naprawdę tylko pogłębiają problem. Potrzeba czasu i może wsparcia w postaci świeżego imbiru (doraźnie), albo wymienionego wyżej octu jabłkowego. Zgaga na pewno minie. I nie powróci. Dlatego nie do końca przejmujemy się kaloriami i każdego staramy się traktować indywidualnie: ketogeniczne jedzenie to też kalorie, ale z jednej strony bardziej pożywne, a z drugiej strony dostarczające mniej cukru, a więc u niektórych powodujące z początku uczucie głodu (niski cukier, więc muszę coś koniecznie zjeść!). Ale to wszystko jest chwiowe - i nie ma sprawy, my na początku dołożymy więcej jedzenia, żebyście mogli komfortowo przejść przez czas regulacji organizmu. Zwykle po kilku dniach, po tygodniu głód się uspokaja. A po kilku miesiącach osoby, które nie wyobrażały sobie jedzenia rzadziej niż pięć razy dziennie, potrafią jeść dwa razy bez uczucia głodu, albo nasze trzy posiłki zamykają w okienku ośmio- a nawet sześciogodzinnym.
Nie mówcie po tygodniu, że to nie dla was dieta… To nie jest żadna dieta! To bardziej naturalny dla człowieka sposób żywienia niż to, jak jedliście do tej pory. Problem sprawia wam rozregulowany układ pokarmowy, a nie prawdziwe jedzenie, do którego nie jesteście przyzwyczajeni. Czy warto wracać do starych zwyczajów? Moim zdaniem absolutnie nie - bo stare zwyczaje to potencjalne źródło chorób, a nowe - te, które chwilowo mogą niektórym sprawiać rozmaite problemy - to większe prawdopodobieństwo zdrowia na stare lata, a także gwarancja, że będziemy w pełni odżywieni. I będziemy mieć więcej energii. I będziemy czuć się lepiej!
Dlatego strasznie mi smutno, kiedy ktoś rezygnuje po tygodniu. Wiem, że nie robi dla siebie nic dobrego. Że źle rozpoznaje skutek i przyczynę. Mogę tylko prosić, żeby jeszcze się zastanowił. Jasne, że to mój biznes i że o to też chodzi. Ale nie tylko. Nasz biznes wyrasta z pasji i przekonania, że można lepiej jeść i lepiej żyć. Dlatego jest czymś więcej, niż tylko biznesem. Dlatego tak się staramy i dlatego tylu klientów jest tak zadowolonych. I dlatego piszę dzisiaj to, co piszę. Żeby kolejny klient, który odczuwa jakieś trudności na początku, nie zrezygnował tak, jak zrezygnowałby z kanapki w McDonaldzie, bo za duża kolejka.
Tu naprawdę warto chwilę poczekać.